Przed naprawą kilkukrotnie oglądałem filmy instruktażowe, sporządziłem własną instrukcję, a w dodatku podczas naprawy miałem wgląd do filmu poprzez telefon. Moje oczekiwania od samego początku nie były zbyt duże, gdyż wiadomo że to naprawa tanim kosztem, i u lakiernika zapłaciłbym więcej, a tak czy inaczej myślę że pojeżdżę z tym jakieś 2 góra 3 lata (widząc zdjęcia zrozumienie dlaczego), a później trzeba będzie się wziąć za konkretną naprawę większej części samochodu.
Więc tak, oto naprawiany element, jest tam trochę rdzy, trochę lakier odpada, raczej typowe.


Zabrałem się więc za czyszczenie wszystkiego, i tutaj moja pierwsza uwaga- papierkiem 150 ręcznie szlifowałbym tą rdzę tydzień, więc posłużyłem się krążkiem na wiertarce P120 na największej korozji, potem zmniejszałem gradację aż do 320.
Kiedy już uporałem się z całą rdzą, przygotowałem szpachlówkę, i kolejna rada- nie przesadzajcie z utwardzaczem, przy pierwszym błotniku dałem za dużo i w czasie nakładania zaczął twardnieć, musiałem przygotować kolejną porcję. Drugi błotnik poszpachlowałem na luzie bo dałem mniej utwardzacza.
Po 30 minutach szlifowanie tak jak zalecane, oczyszczone.
Następnie w 3 warstwach nałożyłem podkład, ucząc się na błędach, na drugim błotniku dosyć mocno zawęziłem maskowanie, aby jak najmniejszy fragment był później malowany. Niestety nie mam z tego zdjęcia, lecz granica podkładu zaznaczona jest na zdjęciu poniżej, tak to wyglądało po nałożeniu pierwszej warstwy koloru:
Tutaj pojawił się problem. Sporo poszło mi koloru na poprzedni błotnik, i podczas przechylania pojemnikiem aby pokryć błotnik od spodu, psikało powietrzem, ogólnie w niewielkim miejscu mam lekko prześwitujący podkład, ale mało widoczne bo od spodu. W dodatku przy nakładaniu ostatniej warstwy koloru, kiedy farba się kończyła dozownik wyrzygał mi parę nierozpalonych kropel, ale mało widocznych w końcowym efekcie.
Po ok. 10 minutach przetarłem bardzo delikatnie ściereczką antystat. i zacząłem lakierować bezbarwnym. Rzeczywiście nie jest to łatwe. Na pierwszym błotniku mam spory zaciek bo w ostatniej warstwie za mocno zbliżyłem pojemnik, a na drugim bacznie obserwując zachowanie się lakieru, nakładałem jak to było powiedziane "jak najgrubiej ale bez zacieków" tak też zrobiłem. Podczas użycia blendera zrobił mi się przez to niewielki zaciek, da się żyć ale zawsze to nieładnie. Tak to wyglądało zaraz po przeschnięciu i zdjęciu części maskowania:
A tutaj na drugi dzień:
Jak widać, jest znaczna różnica między połyskiem oryginalnego lakieru a auto-fit. Nie wykluczam też swojego braku doświadczenia, ale raczej nadaje się on do naprawdę drobnych napraw w miejscach mało widocznych, a przynajmniej w przypadku mojego samochodu. Nie wrzuciłem zdjęć z pierwszego błotnika, bo wyszła z tego prawdziwa tragedia, połysk jest jedynie w miejscu popłynięcia lakieru na końcu którego są krople, reszta matowa. Musze całość zetrzeć nitrem albo drobnym papierkiem i pomalować jeszcze raz bo wstyd wyjeżdżać takim samochodem gdziekolwiek. Oczywiście całość na koniec jeszcze wypoleruję, może coś się zmieni, nie zastanawiałem się jeszcze czym.
Proszę także o radę, jak poprawić tą matową powierzchnię z zaciekami aby uzyskać jak najwyższy połysk. Zetrzeć te zacieki nitrem czy może jakimś papierkiem 1200?
Temperatura otoczenia z początku wynosiła ok. 20 stopni, a na końcu 18.
Mam do zrobienia jeszcze kawałek drzwi od spodu, ale teraz zastanawiam się czy brać się kolejny raz za auto-fit, czy szukać kogoś z pistoletem i się nie martwić o połysk.
Liczę na cenne uwagi co do mojej pracy, tak aby kolejny raz było już tylko coraz lepiej
